Kochanki i królowe - Benedetta Craveri

"...W osiemnastowiecznej Francji płeć piękna powszechnie marzyła o zostaniu kochanką króla. Nie tylko dlatego, że Ludwik XV był bardzo przystojny i namiętny. Przede wszystkim dostanie się w takie łaski dawało dostęp do sporej władzy, na zasięg której oburzał się zarówno lud, jak i królewscy doradcy. To pokazuje, jak bardzo część kobiet nie godziła się z zamknięciem ich w domu i skazaniem na rolę produkujących dzieci strażniczek cnót. Jednak pewnie nie zdawały one sobie sprawy, że - czy to w postaci żony, czy w postaci kochanki - droga towarzyszki króla jest na wskroś niebezpieczna, żmudna, pełna wyrzeczeń i cierpień, a cel mocno niepewny. Kochanki i królowe Benedetty Craveri mają wojowniczy podtytuł Władza kobiet, chociaż równie dobrze mogłoby to być Skrawek wolności i wpływów, na jakie pozwolili kobietom mężczyźni, okoliczności i francuska racja stanu. Począwszy od szesnastego wieku i Katarzyny Medycejskiej, aż po smutny koniec Marii Antoniny, autorka przedstawia nam francuską historię z punktu widzenia uczestniczących w niej kobiet. Równolegle opisuje życie królewskich żon, które na swoje zamążpójście nie miały żadnego wpływu, ale zwykle potrafiły okopać się na korzystnej pozycji w narzuconej im sytuacji - oraz współistniejących z nimi królewskich kochanek, przedsiębiorczych, silnych i zdecydowanych aktywnie wkroczyć w życie władcy i w nim pozostać. Legendarna Królowa Margot, Maria Teresa, Polka Maria Leszczyńska - a obok tego "guwernantka Francji", Madame de Maintenon, która zmieniła Króla Słońce w ponurego pokutnika lub wytworna, fascynująca i znienawidzona przez lud Madame de Pompadour. Kolejni królowie biegali od jednych do drugich, rozliczne dzieci małżeńskie i pozamałżeńskie mogły liczyć na oficjalne uznanie i życie w luksusie, a dwór i ludzie u władzy zmiennie rozdzielali swoje sympatie królewskim wybrankom. One natomiast, choć postawione w upokarzającym położeniu tej drugiej albo i trzeciej, musiały się nawzajem tolerować, a często i współdziałać. Status kobiety u boku władcy nie miał bowiem nic wspólnego ze spokojną i wygodną codziennością. Królowe rzadko mogły liczyć na miłość swoich mężów, a jeśli miały trudności z wydaniem na świat potomka, to także na szacunek i w ogóle na pozostanie na dworze. Musiały pogodzić się z oczywistością, że serca i namiętności ich małżonków są niejako tradycyjnie zarezerwowane dla rzeszy mniejszych czy większych miłostek. Królewskie kochanki z kolei na darmo marzyły o statusie oficjalnej towarzyszki króla, jaki posiadały żony, choć to one dawały władcy szczęście i dzieliły z nim rządy. Jedne i drugie musiały się liczyć z tym, że w każdym momencie męska klika powie: dosyć tej zabawy, moja pani, wracaj do swojego kraju, rodziny albo idź do klasztoru, teraz rządzimy my. Takie ustawienie w kącie mogło spotkać nawet zasłużoną królową-matkę. Margines wolności był niepewny, ten teren trzeba było dokładnie badać i liczyć się z możliwością jego utraty. Każdy z kilkunastu przedstawionych tu kobiecych losów jest zupełnie inny od pozostałych, każda z kobiet ma swój własny charakter i sposób działania. Twarde i świadome, naiwne i czule kochające, zdeterminowane, by uzyskać jak największy wpływ w polityce, kochające swoje dzieci, jak i wobec nich obojętne, lepiej lub gorzej sobie radzące z niuansami dworskiego życia, powalająco piękne i szkaradne, "wydzielające zapach małpy". Każda jednak przedstawiona przez autorkę z sympatią i współczuciem, tak, że nawet głupota czy podłość żadnej nie dyskwalifikuje, a kolejne barwne życiorysy czyta się zachłannie, choć fragmenty francuskiej historii mogą być dla nas słabo znane. Tym, co łączy wszystkie kobiety, jest fakt, że każda w mniejszym lub większym stopniu pada ofiarą panującego w danym czasie systemu politycznego; największa miłość nie może wygrać z racją stanu, nawet jeśli pragnąłby tego sam król. A tak się zdarzało. Empatia autorki nie ogranicza się do opisywanych przez nią kobiet, ale obejmuje też w równym stopniu mężczyzn: królów, królewskich krewnych i doradców. Najbardziej wzruszający wydał mi się fragment dotyczący nie którejś z królowych czy tak zwanych faworyt, a dzieciństwa i młodości Ludwika XV. Osierocony zbyt wcześnie, by w ogóle pamiętać rodziców, pozbawiony przez śmierć także rodzeństwa, wrzucony w wyłącznie męskie towarzystwo, śmiertelnie wystraszony perspektywą niechcianej królewskości - miał w sprawach swojego życia, w tym małżeństwa, dokładnie tak mało do powiedzenia jak otaczające go kobiety.

Ludzie pozostający u władzy są tutaj uwikłani w sieć przymusów, regulującą każdy aspekt życia; ma się wrażenie, że interes francuskiego państwa to krwiożercza bestia, żądająca coraz to nowych danin z życia kolejnych ofiar, posłusznie rezygnujących ze swoich pragnień na rzecz niechcianych małżeństw, rozłąki z bliskimi, fałszu, kombinacji, braku autentycznej wolności w najmniejszych nawet kwestiach. A na koniec i tak się okaże, że wszystko to było na marne, gdy "dobry lud Francji", wyniszczony ubóstwem, pokaże swoje kły i zniszczy porządek opłacony latami wyrzeczeń wielu pokoleń kobiet i mężczyzn."

(www.książki.wp.pl)       Krystyna Zielińska